Rafał A. Witkowski
Czy istnieje naród amerykański?
z cyklu Errata do współczesności
Większość żyje więc w nieustannym
uwielbieniu samego siebie i jedynie cudzoziemiec
lub przykre doświadczenie mogą sprawić,
by prawdy dotarły do Amerykanów
A. de Tocqueville

fot. © Piotr Witkowski
We the People to fraza otwierająca preambułę konstytucji USA z 1789 r., w której użyto słowa People, a nie synonimu: Nation. To drugie słowo bardziej wskazuje na Naród, bowiem People to także m.in. społeczeństwo. Czyżby ustawodawcy mieli wątpliwości co do istnienia narodu amerykańskiego? Czyżby chcieli powiedzieć przez to, że on się dopiero rodził? Faktycznie naród amerykański w XVIII w. dopiero raczkował, ale jednak już wówczas – mógłby ktoś rzec – był on bardziej niż obecnie, kiedy na społeczeństwo USA składa się wiele narodowości, czasem dyskryminowanych (przez największą demokrację świata!) – szczególnie obecnie, przez aparat Donalda Trumpa, który nakazuje deportować tzw. nielegalnych imigrantów – imigrantów, którzy często walczyli w wojnach po stronie USA!

fot. © Piotr Witkowski
Faktycznie na naród amerykański składali się głównie przybywający do Nowego Świata Anglicy, głównie protestanccy purytanie ze swoim etosem pracy, o którym pisał Max Weber w swoim dziele Etyka protestantyzmu, a duch kapitalizmu. Purytanie nie byli mile widziani w Anglii, a tymczasem stworzyli fundamenty jednego z najbardziej pracowitych i nastawionych na rozwój krajów świata. To właśnie giganci przedsiębiorczości, jacy tam się pojawili zainspirowali Ayn Rand do napisania Atlasa zbuntowanego i stworzenia swojej filozofii opiewającej kapitalizm, którego twórcy przyczynili się do rozwinięcia społeczeństwa otwartego, jakie wówczas przyjmowało w swoje struktury ludzi kreatywnych, myślących i chcących tymi zaletami zajmować w tym społeczeństwie poważne miejsca.
Ale wówczas w USA panowała równość możliwości. Natomiast dalej stało się to, co Tocqueville przewidział: społeczeństwa demokratyczne zamieniły się w oligarchie, w których do stanowisk strzegą dostępu tyrańscy korporacjoniści i urzędnicy (choć pojęcie korporacjonizmu pojawiło się dopiero na początku XX wieku).
A zatem naród amerykański konsolidował się przez swoją podpartą religijnością pracowitością, przedsiębiorczością, równością możliwości i równością wobec prawa. Deklaracja Niepodległości potwierdziła jego prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia (są to prawa naturalne podobne do tych, o których pisał John Locke w Anglii).
Amerykanie do I wojny światowej popadali w izolacjonizm, nie angażowali się w sprawy świata i byli zajęci pomnażaniem swojego dobrobytu. Jednak już w XIX w. przybywali do USA ludzie z neurotycznej Europy w poszukiwaniu szczęścia. Wzbogacili oni krajobraz kulturowy Stanów, przynosili ze sobą wiedzę i talenty. Wzbogacili pragmatyczną i relatywistyczną filozofię Amerykanów o obiektywizm (Ayn Rand) i o inne dziedzictwa europejskiej myśli.
Liczni przybysze europejscy kultywowali swoje rodzime tradycje, jednak wielu z nich utożsamiło się z nowym miejscem i jego duchem. I należy się szacunek dla tych społeczności, które świadomie budowały zróżnicowany obraz narodu amerykańskiego. W każdej społeczności znajdują się przestępcy i nie należy budować na podstawie nieobiektywnego osądu stereotypów. To jest tak, jak z tym, że Hitchcock nakreślił w swojej Psychozie obraz zbrodniarza z osoby przechodzącej epizody schizofreniczne i widzowie wyrobili sobie na ten temat stereotypowe wyobrażenie – tymczasem nie należy popełniać błędu logicznego pars pro toto i rozciągać jakiegoś jednego przypadku na całość. Wśród osób ze schizofrenią jest taki sam odsetek przestępców, ale i geniuszy, jak w całym społeczeństwie.
W Polsce z poglądem na USA jest tak, że tak zwani prawicowcy, co by nie powiedział Trump, przyjmują jako prawdę objawioną. Tak każą im partie.
Polityka Donald Trumpa – chaotyczna i usiłująca przybrać szatę realpolitik – jest nieprzewidywalna, pełna sprzeczności i kunktatorstwa w sprawie rosyjskiej. Trump ma przodków niemieckich (przypominam, że mówimy o narodzie amerykańskim). A Niemcy od czasów zaślubin cesarzy niemieckich z księżniczkami bizantyńskimi mają więcej wspólnego ze Wschodem niż ze Światem Zachodnim (zwrócił na to uwagę historyk Feliks Koneczny). Obecne w życiu Trumpa przepych i megalomania (złocenia wnętrz i złote sztućce) nie są przypadkowe, lecz wynikają właśnie z odziedziczonej bizantyńskości. To wiele tłumaczy z relacji Trumpa z Putinem.
Warszawa, 2025
copyright by Rafał Witkowski
wszelkie prawa zastrzeżone