Rafał A. Witkowski
O tym, jak cenzura w UE nie daje i nie da sobie rady
z cyklu Wiadomości w butelce
Autecenzura jest analogiczna do cenzurowania treści nieświadomych przez super-ego (używając terminologii Freuda), czyli sumienie w psychice ludzkiej, ale ma nie tyle psychologiczny co psychologiczno-społeczny kontekst i przyczynę. I tak jak Karen Horney epokę, w jakiej żyła (do 1952 r.) określiła jako neurotyczną – a takie były społeczeństwa przez nakazy i zakazy w dziedzinach prywatnych (dziedzinach w których powinna panować wolność), przez fałszywą moralność i przez nihilizm ze swoją pustką, której nie umiano zapełnić (a natura nie znosi próżni, jak wiadomo); przez niezaspokojone – z powodu owej fałszywej moralności – pragnienia, czyli przez tłamszenie treści nieświadomych i instynktów – tak też autocenzurę należy tłumaczyć, jako wyraz i przyczynę neurozy. Oczywiście nie wszystkie instynkty i treści podświadomości (nieświadomości) są dobre i do uzewnętrznienia, jednak są to sprawy nie do tłumienia, ale do – przepracowywania. Jeśli są tłumione, po czasie wybuchają ze zwielokrotnioną siłą, przysparzając cierpienia – owej neurozy.
Po tym, jak nieheteronormatywność seksualna była ceznurowana i autocenzurowana, nadszedł czas, kiedy zjawisko to wybuchło z ogromną siłą. To nie kwestia przyzwolenia, permisyzwizmu. To niegdysiejsza cenzura i autocenzura są przyczyną późniejszych ekscesów.
Cenzura jest przeciwna wolności myśli i słowa gwarantowanej przez konstytucje, konwencje i Powszechną Deklarację Praw Człowieka z 1948 r. Konstytucje państw totalitarnych także mówią o wolności myśli i słowa, jednak zapisy te były i są łamane przez aparaty takich krajów. Sam ten fakt wystarczy, by uznawać aparat państwa totalitarnego za przestępczy.
Wolność myśli i słowa jest sprawą przede wszystkim etyki, prawa, ale także rozwoju wynalazczości, twórczości, przedsiębiorczości. Kraje w których zawsze była cenzura i to uprawomocniona – słabo rozwijają się (jak Rosja) lub rozwijają się kosztem moralnym obywateli (jak Chiny).
W Świecie Zachodnim, szczególnie w Unii Europejskiej panuje coś takiego, jak cenzura tzw. produktywna. Częściej niż zakazuje się – są ciche nakazy (taką cenzurą produktywną były też wytyczne socrealizmu), tworzące linię światopoglądową, od której nie wolno odbiegać (jak redakcje, które nie dopuszczają innych sposobów myślenia). Jeśli artysta lub autor nie podejmował kwestii genderowych czy LGBT był niedopuszczany do mainstreamu. Podobnie dzieje się w przypadku przemysłu filmowego: ma być określona proporcja ról męskich i żeńskich, genderowych i liczba ról dla czarnoskórych. Taka cenzura nie daje sobie rady, bo twórca nic nie stworzy (przynajmniej dla tzw. decydentów) z pistoletem przystawionym do głowy. Zachód strzela sobie w kolano.
Decydenci polityczni musieliby ocenzurować internet, aby zdusić niewygodne dla siebie dyskursy. Atmosfera zaduchu cenzuralnego powoduje, że cenzurowane treści wydostają się – szczególnie w sztuce – za pomocą aluzji, metafor, symboli, które są dla cenzorów za trudne do interpretacji. I bardzo dobrze, że tak się dzieje, bo tworząc sobie ujście, zapobiegają swojemu wybuchowi w przyszłości (zgodnie z mechanizmem psychologicznym opisanym powyżej).
Dużo się mówi o cenzurze stosowanej przez konserwatystów – istotnie: wielu z nich boi się zmian. Ale wspomniana lewicowo – liberalna cenzura produktywna, ale ta zwykła też powodują zawiesistą i paranoidalną atmosferę, w której często występuje strach przed podejmowaniem rozmów, dialogu, dyskusji.
.
Warszawa, 2025
copyright by Rafał Witkowski
wszelkie prawa zastrzeżone